Antari |
Wysłany: Pon 11:03, 02 Kwi 2007 Temat postu: |
|
Saganowski: Kocham strzelać gole
Rozmawiał Michał Pol2007-04-02, ostatnia aktualizacja 2007-04-02 00:56
Marek Saganowski w meczu reprezentacji Polski z Estonią. Fot. Kuba Atys / AG
- Na Wyspach chciałem grać od zawsze. Nie ma tu lekkich fauli, obrońcy są bezkompromisowi, a wyrastają jak spod ziemi. Ale bardzo mi to pasuje - mówi napastnik Southampton, zdobywca trzech bramek w sobotnim meczu z Wolverhampton
ZOBACZ TAKŻE
Saganowski superstar! (31-03-07, 18:21)
SERWISY
Piłka Nożna
Zobacz hat trick Saganowskiego (YouTube)
Michał Pol: Kiedy ostatnio zdobył Pan hat tricka?
Marek Saganowski: Nie zapomniałem, jak to się robi, trzy gole strzeliłem 4 marca 2006 r. dla Vitorii Guimaraes w meczu z Vitorią Setubal. Jeśli nie strzelałem goli w Francji dla Troyes, to dlatego że nie miałem do tego okazji. W Southampton jest inaczej. Trener na mnie stawia, koledzy ufają. A już w sobotnim meczu z Wolverhampton po prostu wszystko nam wchodziło, jak nigdy. Takie mecze nie zdarzają się często.
Prasa pisała, że to "mecz o sześć punktów". Wolves to główny konkurent Southampton do miejsca w barażach o Premier League, w której dopiero co grał. Jak wam się udało wygrać na wyjeździe aż 6:0?
- To właśnie specyfika ligi angielskiej. W Championship, nawet jeśli drużyna przegrywa 0:3, jak Wolves z nami, to nie odpuszcza. Stawia wszystko na jedną kartę, rzuca wszystkie siły, żeby odrobić straty. Tylko że mądrze kontrolowaliśmy sytuację i kontrowaliśmy. I jak mówię, wychodziło nam wszystko. No, prawie wszystko, mogłem zdobyć dwie bramki więcej, ale zostałem zablokowany. Ale za to Bartek Białkowski wybronił karnego!
Niesamowite jest to, że przyjechaliśmy do Wolverhampton bez sześciu podstawowych zawodników, m.in. bez kapitana Clausa Lundekvama, najlepszego strzelca, czyli Grześka Rasiaka, drugiego napastnika Kenwyna Jonesa, bramkarza Kelvina Davisa i dwóch skrajnych obrońców. Ale okazało się, że mamy nie gorszych zmienników, za to dobrze zmotywowanych.
Ma Pan poczucie, że przeszedł do historii Southampton? To najwyższe zwycięstwo "Świętych" od 30 lat...
- Co ciekawe, poprzednio mój klub zdobył sześć bramek też przeciwko Wolverhampton w 1977 roku. Cieszę się z tych goli, bo w końcu po to mnie tu sprowadzono. Po meczu trener mi podziękował, bo takie wynik przyda nam się w końcówce sezonu, kiedy decydują się losy naszego awansu. Koledzy też mnie chwalili. Ale pierwszą rzeczą, jaką zrobili w szatni, to rzucili się na mnie z pytaniem, dlaczego nie mam piłki! Nie wiedziałem, o co im chodzi. A tu jest taka tradycja, że każdy piłkarz, który zdobył hat tricka, musi zabrać piłkę do domu. Na szczęście, żeby na tym jednym się nie skończyło. Okazało się, że gospodarze zachowali się fair i piłka na mnie czekała.
Jesienią, kiedy nie grał Pan w Troyes, wydawało się, że ten sezon jest dla Pana stracony. Co się stało, że odrodził się Pan na Wyspach? Futbol francuski Panu nie odpowiadał w przeciwieństwie do angielskiego?
- Wyjaśnienie widzę tylko jedno: w Southampton trener od początku dał mi szansę. Jeśli słabo wypadnę w trzech, czterech meczach, okej, nie udało się, siadam na ławce, a na treningach staram się jeszcze bardziej. To, co się działo we Francji, jest dla mnie wciąż zagadką. Szedłem do Troyes z wielkimi nadziejami, tymczasem grali zawodnicy, których trener sprowadził po mnie. Gdy próbowałem to z nim wyjaśnić, odparł, że gdyby miał tłumaczyć swoje decyzje każdemu z 30 zawodników, to na nic innego nie miałby czasu.
Dlatego do Southampton jechałem z myślą: "Byle jak najdalej od Troyes i tego trenera". Na Wyspach chciałem grać od zawsze. Obiegowa opinia mówi, że gra tu jest twarda, siłowa, męska. Nie ma lekkich fauli, obrońcy są bezkompromisowi, a wyrastają jak spod ziemi. Wszystko się sprawdziło, ale bardzo mi to pasuje. Odnajduję się w tym stylu bez problemu.
Po tym meczu chyba ostatecznie przekonał Pan władze Southampton, że warto wykupić Pana definitywnie z Troyes, nie oglądając się na to, czy "Świeci" awansują do Premier League, czy nie...
- Chciałbym usłyszeć od nich te słowa! Naprawdę nie wyobrażam sobie sytuacji, że muszę wracać do Francji. Kwota odstępnego jest już ustalona, wszystko zależy od Southampton. Gdyby "Święci" się nie zdecydowali, liczę, że może znajdę jakąś inną angielską drużynę. Bo naprawdę świetnie się tu czuję, mam nadzieję, że w innych drużynach też to dostrzegli.
Grzegorz Rasiak nie zagrał z Wolves z powodu wirusa. Ale nawet zdrowy przegrywa z Panem walkę o miejsce w pierwszym składzie. Czemu trener George Burley uważa, że nie możecie grać razem?
- Naprawdę nie wiem. On bardzo dużo rotuje składem. Od kiedy tu jestem, nigdy nie zagrała dwa razy taka sama drużyna. Graliśmy już z Grześkiem razem, choć tylko przez 70 minut. Trener częściej ustawia mnie w ataku z Kenwynem Jonesem albo Bradleyem Wrightem-Philipsem, bratem Shauna z Chelsea. Od poniedziałkowego treningu zaczyna się nowy cykl przed następnym meczem, czyli "akcja Luton". I nikt nie ma pojęcia, kto zagra w pierwszym składzie, wszystko jest możliwe. Toteż nie mam poczucia, że wygryzłem Grześka ze składu. On wciąż jest naszym najskuteczniejszym strzelcem i bardzo ważną postacią w drużynie. W dużej mierze jemu zawdzięczam tę skuteczność, bo bardzo mi tu pomógł. Nie mówiąc o tym, że to za jego rekomendacją trafiłem do Southampton. Przecież trener pytał go, czy dobrze będzie się mu ze mną współpracować. Na pewno jeszcze zagramy razem.
Jak Pan myśli, po takim występie trener Leo Beenhakker będzie musiał powołać Pana do reprezentacji?
- Siłą nikt go do tego nie zmusi. Ja robię swoje i spokojnie czekam. Oczywiście, piłkarz, dla którego kadra jest ważna, zawsze ma małą nadzieję, że przyjdzie powołanie. Zwłaszcza jak dobrze mu idzie. Ale skoro powołania nie ma, to trzeba jeszcze więcej pracować na treningach i w meczach, bo to jedyne podejście. Obrażać się nie ma sensu. Wolę najlepiej robić to, co kocham: grać i strzelać gole. Dla siebie i swojej rodziny. Poddać się łatwo, ale tego robić nie wolno. Gdybym obraził się na cały świat po tym, jak nie grałem w Troyes, i nie harował na każdym treningu, nie odnalazłbym się tak szybko w Southampton, bo byłbym bez formy.
Liczby Sagana
4 strzały oddał w meczu z Wolverhampton, wszystkie celne
10 tyle meczów rozegrał w Southampton
7 tyle strzelił goli (miał też asystę). |
|